Niezwykle udany weekend ma za sobą Piotr Pawlicki. Kapitan biało-niebieskich w sobotę odniósł swój pierwszy triumf w turnieju z cyklu Speedway Grand Prix, w niedzielę natomiast był jedną z najjaśniejszych postaci meczu z MrGarden GKM. Przypomnijmy, że leszczynianie wygrali 52:38, a sam zainteresowany do dorobku gospodarzy dołożył 11 punktów i bonus.
Dla popularnego Pitera niedzielny występ był zdecydowanie najlepszym w tym sezonie. Piotrek nie chce jednak wysuwać daleko idących wniosków. – Nie oceniałbym tak szybko kwestii mojego „odrodzenia”. Za mną udane dwa dni, odjechałem fajne zawody w Daugavpils, dziś natomiast zdobyłem pierwszą w tym sezonie dwucyfrówkę. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie teraz we właściwym kierunku, wiemy jednak jaki jest speedway, cały czas trzeba szukać rozwiązań, koncentrować się, by motocykle były jeszcze szybsze. W dalszym ciągu nie mam optymalnej prędkości, m.in. na domowym torze w Lesznie. Jeżdżę tutaj od małego, a ciągle czegoś mi brakuje. To jest bardzo dziwne. – przyznał szczerze.
Pawlicki z pewnością liczy na to, że jego bardzo dobra postawa pomoże mu w odzyskaniu optymalnej, stabilnej formy. Wszyscy kibice FOGO Unii mają nadzieję, że miniony weekend zaprocentuje w przyszłości i Piotr znów będzie cieszył ich swoją skuteczną jazdą. Piotr przyznaje, że sobotnio-niedzielne występy podbudowały jego pewność siebie. – Po tym udanym weekendzie na pewno będzie mi łatwiej. Podbudowałem się psychicznie. Nie chciałbym jednak popadać w hurraoptymizm. Chcę zachować dużo pokory, bo to, że udało mi się wygrać Grand Prix, wcale nie oznacza, że teraz odpalę i nie wiadomo, jaki gaz będę miał. Każdy tor jest inny, każde zawody również. Mam jeszcze do przetestowania bardzo dużo sprzętu, który trzeba dopasować. Tak, jak wcześniej powiedziałem, nie mam w dalszym ciągu optymalnej prędkości. – powiedział.
Początek sezonu nie należał do udanych w wykonaniu Pitera. Co było tego przyczyną? – Nie zrzucałbym winy tylko na silniki. Moja jazda mnie nie zadowala, popełniałem dużo błędów. Wydaję mi się, że coś było ze mną nie tak, silniki nie były tak spasowane, jak powinny być i jakieś korekty poszły. Niestety nie w tę stronę, co trzeba było. To na pewno nie tylko wina silników, sprzęt mam dobry, chłopaki cały czas pracują nad nim. Weszła mi jakaś blokada po nieudanych meczach. Spadła mi pewność siebie, ale nie do tego stopnia, bym nie umiał się podnieść. Już wiele razy pokazywałem, że po słabym początku sezonu, potrafiłem się odrodzić. Na moją słabszą formę złożyło się kilka aspektów. Uważam, że sprzęt nie był tutaj głównym czynnikiem. Bardziej mam pretensje do siebie. – krytycznie podsumował kapitan FOGO Unii.
Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę można było w końcu zobaczyć taką jazdę Pitera, z której słynie. Jeździł niezwykle widowiskowo i skutecznie. – Gdy czujesz się szybki, to na motocyklu możesz zrobić wiele różnych rzeczy. Do tej pory tego nie miałem, dlatego nie było widać tego w moim wykonaniu. Waleczności mi nie ubyło, po prostu łapałem szprycę rywali, w dodatku byłem wolny i było mi niezwykle ciężko cokolwiek zrobić. – skwitował.
Na twarz Piotra w końcu wrócił uśmiech. Pawlicki był bardzo zadowolony, że wreszcie zaprezentował się tak, jak przystało na reprezentanta Polski – Uśmiech na twarzy pojawia się wtedy, gdy wszystko jest ok. Gdy nie ma wyników, jestem przybity. Każde zawody chcę po prostu wygrywać. W ostatnich dwóch dniach byłem niezwykle szczęśliwy. Wczoraj mocno się wzruszyłem. Nie spodziewałem się tego zwycięstwa. Dostałem pozytywnego kopa po tych słabszych występach. Oby teraz wszystko poszło w dobrym kierunku. – zakończył z nadzieją sobotni zwycięzca GP Łotwy.